Tragedia górnośląska

Z IBR wiki
Przejdź do nawigacjiPrzejdź do wyszukiwania


Autor: dr Sebastian Rosenbaum

ENCYKLOPEDIA WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO
TOM: 12 (2025)

Pojęcie tragedii górnośląskiej funkcjonuje od okresu przełomu politycznego z 1989 roku, przede wszystkim w kontekście zbrodni na górnośląskiej ludności cywilnej, jakich w 1945 roku dokonały formacje sowieckie oraz polski komunistyczny aparat bezpieczeństwa. W okresie PRL-u temat ten nie był poruszany i istniał jedynie w pamięci komunikatywnej ludności rodzimej. Zmiany polityczne związane z upadkiem systemu komunistycznego doprowadziły do pojawienia się tych zagadnień w przestrzeni publicznej. Zbiorcze określenia „tragedia śląska”, „tragedia Ślązaków”, „tragedia górnośląska” stosowano zamiennie od 1989 roku - głównie od stycznia 1990 roku - w mediach i wystąpieniach publicznych w województwie katowickim i w mniejszym stopniu w opolskim. W związku z oddolnym spontanicznym charakterem wyłonienia się pojęcia, jego pole semantyczne ewoluowało w kolejnych latach, nigdy nie mając jednolitego, normatywnie ustalonego znaczenia. O ile pierwotnie obejmowało przede wszystkim kwestię deportacji mieszkańców regionu do pracy przymusowej w ZSRR w 1945 roku, a następnie zbrodnie czerwonoarmistów na ludności cywilnej, to z czasem dołączono także m.in. problematykę obozów karnych stworzonych przez polski aparat bezpieczeństwa i szerzej represji polskich władz komunistycznych wobec ludności górnośląskiej. Ewoluowała także chronologia – czasem ograniczano się do roku 1945, niekiedy włączano do tego pojęcia również kolejne lata (zwykle do końca stalinizmu względnie do odwilży w 1956 roku). Z biegiem czasu pojęcie stało się ważnym elementem kultury pamięci społeczności województw śląskiego (wcześniej katowickiego) i opolskiego, szczególnie środowisk regionalistycznych Górnego Śląska, poddając się pewnego rodzaju polityzacji („Marsz na Zgodę”), zarazem wzbudzając kontrowersje i spory. Jednocześnie począwszy od lat 90. XX wieku wpisywano je w politykę historyczną kreowaną przez władze regionalne województw śląskiego i opolskiego; decyzją sejmików wojewódzkich tych dwóch województw z lat 2011–2012 ostatnia niedziela stycznia została wyznaczona na dzień upamiętnienia tragedii górnośląskiej. Z inicjatywy różnych środowisk i władz lokalnych pojawiły się miejsca pamięci (pomniki, tablice) oraz instytucje (Radzionków) mające pielęgnować pamięć o tragedii górnośląskiej lub jej elementach (deportacje).

Zakres tematyczny

W pierwszej fazie wyłaniania się terminu dotyczył on przede wszystkim dwóch zjawisk: zbrodni popełnionych przez żołnierzy Armii Czerwonej na górnośląskiej ludności rodzimej oraz deportacji do obozów pracy przymusowej w ZSRR. Jako swoiste epicentrum tych zjawisk początkowo wskazywano Bytom, Zabrze i Gliwice, a więc miejscowości przed 1939 rokiem znajdujące się w granicach Rzeszy Niemieckiej. Świadectwa dotyczące deportacji pochodziły także z przedwojennej polskiej części regionu, czyli województwa śląskiego w II RP, m.in. z rejonu Rybnika. Chociaż wcześniej podniesiono również wątki dotyczące zbrodni polskich komunistów, przede wszystkim w postaci stworzenia pod auspicjami polskiego aparatu bezpieczeństwa obozów karnych (pracy), takich jak w Świętochłowicach-Zgodzie, Mysłowicach czy Łambinowicach, to wydaje się, że ich włączenie w kompleks tematyczny tragedii górnośląskiej nastąpiło nieco później i było głównie dziełem środowisk regionalistycznych (vide „Marsz na Zgodę”).

Jak wspomniano, od początku do treści tragedii górnośląskiej wpisywano zbrodnie na ludności cywilnej, dokonane przez żołnierzy Armii Czerwonej w trakcie wkraczania na Górny Śląsk i w kolejnych tygodniach, względnie miesiącach 1945 roku. Największe nasilenie masowych zbrodni, pacyfikacji całych miejscowości i masakr na cywilach miało miejsce w pierwszej fazie przejścia frontu, towarzysząc niejako działaniom wojennym. Masakry widoczne są szczególnie tam, gdzie dochodziło do intensywnych walk i gdzie oddziały niemieckie stawiły Sowietom zacięty i długotrwały opór, a czerwonoarmiści ponieśli znaczne straty[1]. Widoczna jest odmienna dynamika tych wydarzeń w części regionu przed 1939 rokiem znajdującej się w Rzeszy Niemieckiej, a inna w przedwojennym polskim województwie śląskim. Na tym drugim obszarze masakry miały incydentalny charakter i niewykluczone, że w części wynikały z błędnej interpretacji przebiegu granicy, tzn. Sowieci uważali, że są już na terenie przedwojennych Niemiec. Tak było najprawdopodobniej w Przyszowicach, gminie przygranicznej, ale leżącej po polskiej stronie regionu. Czerwonoarmiści wymordowali tu co najmniej 69 osób po dwudniowych zaciętych walkach o wieś. Do podobnych w skali zbrodni doszło w innych gminach przedwojennego województwa śląskiego – Halembie i Rogowie. Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja na przedwojennym niemieckim Górnym Śląsku (rejencja opolska w granicach sprzed 1939 roku). Tu masakry o różnej skali były na porządku dziennym i można je zaobserwować niemal w każdej gminie, ponieważ czerwonoarmiści znaleźli się w dawnej Rzeszy Niemieckiej, a więc na terytorium wroga, tym samym upadły dotychczasowe hamulce, wynikające z pobytu na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej (a zatem sojusznika). Symboliczne są masakry w Miechowicach pod Bytomiem (25–28 stycznia 1945 roku), gdzie zamordowano co najmniej 380 osób, czy Boguszycach w powiecie opolskim, gdzie zabito – często w bestialski sposób – około 280 cywilów. W Gliwicach z rąk czerwonoarmistów zginęło co najmniej 817 ludzi, do tego 120 w pobliskim Szywałdzie (dziś dzielnica Gliwic - Bojków), w Zabrzu (w dzisiejszych granicach) ponad 700 osób, w Bytomiu i sąsiednich gminach oraz obecnych dzielnicach miasta ponad 250. Te ludne miasta i sąsiednie gminy w momencie wkroczenia Armii Czerwonej były wciąż jeszcze pełne mieszkańców, ponieważ ewakuacja nie nastąpiła na większą skalę. Ale także mniejsze gminy, położone bardziej na zachód regionu, w części opustoszałe, dotknął podobny los. Na przykład w Ujeździe (powiat strzelecki) czerwonoarmiści zamordowali około 80 cywilnych mieszkańców, w Pokoju w powiecie opolskim – 118, w Byczynie w powiecie kluczborskim – 200 (mimo że większość miasteczka wcześniej ewakuowano), w Czarnowąsach – 150, w Oleśnie około 100, w Otmęcie 120, a w Chróścinie zabito 120 z 200 przebywających na miejscu mieszkańców. W wioskach parafii Kamień Śląski zginęło ogółem 300 osób[2]. W większości gmin tej części regionu zamordowano od kilku do ponad 100 mieszkańców, przy czym ofiarami byli na ogół przypadkowi cywile. Ogółem w byłej przedwojennej rejencji opolskiej, a konkretnie powiatach grodkowskim, kluczborskim, kozielskim, niemodlińskim, nyskim, oleskim, opolskim, prudnickim, raciborskim i strzeleckim przejście frontu kosztowało życie 66 360 osób[3]. Zestawienie to nie obejmuje powiatów bytomskiego, gliwickiego, głubczyckiego i zabrzańskiego. Czerwonoarmiści zamordowali 39 duchownych katolickich i jednego ewangelickiego, pięciu zakonników franciszkańskich oraz 80 sióstr zakonnych[4]. Wszyscy oni zginęli na przedwojennym niemieckim Górnym Śląsku, podczas gdy w części polskiej zginął jeden duchowny katolicki.

Mordom na ludności cywilnej towarzyszyły gwałty, które na przedwojennym polskim Górnym Śląsku były nierzadkie, ale jednak raczej incydentalne, natomiast na niemieckim miały powszechny charakter. Ich ogromna skala, a do tego bestialstwo czerwonoarmistów urządzających łowy na kobiety w dowolnym wieku, od dzieci po staruszki, nie doczekały się dotąd opisu. W pamięci komunikatywnej rodzin gwałty były tabuizowane, jednak pojawiły się w wielu relacjach wydawanych w Niemczech Zachodnich, złożonych w tamtejszych archiwach, w ostatnich latach względnie publikowanych także w Polsce[5]. Jesienią 1945 roku na porządku dziennym stały się aborcje, usuwanie niechcianych ciąż, ale też nierzadko dzieci poczęte wskutek gwałtu przychodziły na świat, często stygmatyzowane potem w swoich społecznościach jako „Porusy”. Gerhard Reichling w obliczeniach statystycznych z 1992 roku szacuje, że na niemieckich terenach wschodnich (później przypadłych Polsce) ofiarami gwałtów mogło paść 1,4 mln kobiet, zaś w sowieckiej strefie okupacyjnej (później: Niemieckiej Republice Demokratycznej) kolejne około 500 tys.[6] Zapewne w przypadku górnośląskim można mówić o skali rzędu dziesiątek tysięcy przypadków. Dla analogii – w Berlinie, gdzie w kwietniu 1945 roku mieszkało około 1,4 mln kobiet, zgwałcono około 110 tys.[7] Na Górnym Śląsku liczebność kobiet była zbliżona.

Przejściu frontu, a później kolejnym falom sowieckiego wojska i maruderów towarzyszył rabunek i niszczenia mienia, plądrowanie domów i mieszkań. Znaczna część zabudowy miast i gmin, która uległa zniszczeniu w kontekście przejścia Armii Czerwonej, nie poniosła strat wskutek bezpośredniego oddziaływania walk, ale wskutek umyślnych bądź przypadkowych podpaleń spowodowanych później, często przez pijanych Sowietów. Tak było np. w przypadku Nysy i Raciborza, które spłonęły w 80 procentach. Jednym z najbardziej zniszczonych miast regionu były Strzelce Opolskie, których śródmieście unicestwiono w 90 procentach. Ogromnej destrukcji uległo też wiele wiosek, m.in. w powiecie raciborskim[8]. Straty materialne spowodowane przez „pofrontowy” szał zniszczenia ze strony Sowietów większe były na przedwojennym niemieckim Górnym Śląsku, aczkolwiek wskutek walk mocno też ucierpiały niektóre miejscowości przedwojennego województwa śląskiego. Wodzisław Śląski i Żory po przejściu walca frontowego doznały bardzo głębokich zniszczeń substancji architektonicznej, na pograniczu unicestwienia starówek.

Zjawiskiem również dotykającym strat materialnych jest demontaż i wysyłka do ZSRR infrastruktury przemysłowej i innej, co bardzo mocno dotknęło zachodni Górny Śląsk, natomiast w dużej mierze ominęło jego wschodnią, przed wojną polską część. W przypadku takich miast jak Bytom, Gliwice i Zabrze widać, że demontowano niemal kompletne wyposażenie elektrociepłowni czy hut. Podobnie było z zakładami o specyficznym profilu, jak kombinat benzyny syntetycznej w Blachowni Śląskiej koło Kędzierzyna, skąd wywieziono 168 tys. ton urządzeń i materiałów. Ale demontowano też mniejsze zakłady, takie jak rzeźnie, browary czy tartaki. Władze polskie przejmując te obszary z rąk sowieckich, często trafiały niemalże na „spaloną ziemię”[9].

Zniszczenia i demontaże są artykułowane w temacie tragedii górnośląskiej jednak w niskim stopniu. Przeważają bowiem w jej polu semantycznym kwestie dotyczące ofiar w ludziach, zbrodni i represji, które spadły na ludność miejscową. Dlatego obok zbrodni popełnionych przez czerwonoarmistów na cywilach do drugiego kluczowego elementu składającego się na pojęcie Tragedii Górnośląskiej zaliczają się internowanie i deportacja do pracy przymusowej w ZSRR[10]. W ramach projektu IPN w Katowicach, realizowanego głównie przez Dariusza Węgrzyna, ustalono nazwiska 46,2 tys. zatrzymanych cywilów, spośród których co najmniej 43 tys. wywieziono do łagrów w Związku Sowieckim[11]. Nie jest to liczba ostateczna, faktycznie zapewne wywieziono kilka tysięcy więcej. Wbrew potocznym wyobrażeniom, zatrzymania i wywózka nie były jednolitą akcją. Tuż po zajęciu Górnego Śląska NKWD przystąpiła do akcji tzw. oczyszczania tyłów z elementów podejrzanych w oparciu o rozkaz NKWD nr 0016 z 11 stycznia 1945 r. Dokonano w ten sposób aresztowania i internowania ok. 10 tys. osób w obydwu częściach regionu, tj. przedwojennej polskiej i niemieckiej. Zgodnie z tą dyrektywą zatrzymywać miano osoby stanowiące potencjalne zagrożenie dla jednostek sowieckich – dywersantów, sabotażystów, liderów partii politycznych i innych organizacji, członków partii nazistowskiej i jej organizacji członowych, ale także polskich działaczy i osoby związane z polskim podziemiem niepodległościowym. NKWD opierała się na siatce donosicieli i zatrzymywała często przypadkowe osoby, bez konkretnych zarzutów, których zresztą internowanym (aresztowanym) nierzadko nie stawiano nigdy. Internowanie i aresztowanie w ramach oczyszczania tyłów skutkowało zwykle deportacją do pracy przymusowej w łagrach w ZSRR.

Druga operacja zatrzymań dotknęła tylko przedwojenny niemiecki Górny Śląsk (incydentalnie i na zasadzie omyłki tylko część polską). Była to tzw. mobilizacja sił roboczych, opierająca się na uchwale Państwowego Komitetu Obrony ZSRR (GOKO) z 3 lutego 1945 r. o internowaniu na zapleczu frontów wszystkich Niemców (tj. obywateli niemieckich) w wieku 17 do 50 lat. W ten sposób zatrzymano na Górnym Śląsku co najmniej 36 tys. osób, z czego 33 tys. deportowano do ZSRR. W skali Europy Środkowo-Wschodniej zatrzymano w ramach tej operacji ok. 300 tys. obywateli niemieckich lub tzw. Niemców etnicznych. Akcja ta ruszyła 12 lutego 1945 r., zaś wywózki zwykle miały miejsce miesiąc później. Zmobilizowanych traktowano jako „żywe reparacje” (określenie Ute Schmidt), tj. rodzaj rekompensaty za zniszczenia dokonane w ZSRR przez Niemców. Deportowano ich w wagonach bydlęcych w marcu tego roku. Największa skala mobilizacji miała miejsce w miastach i powiatach Bytom, Gliwice, Zabrze. Z tych miast w ich obecnych granicach wywieziono ogółem 23 tys. osób, w tym z Bytomia 8630, Gliwic 4900, Zabrza 9500. Wywiezieni trafiali do obozów administrowanych przez jeden z pionów NKWD – Główny Urząd ds. Jeńców Wojennych i Internowanych (GUPWI NKWD/MWD). Większość Górnoślązaków osadzano w łagrach zlokalizowanych w Zagłębiu Donieckim, gdzie kierowano ich do pracy w górnictwie bądź odbudowie zakładów przemysłowych ze zniszczeń wojennych. Jak ustalił D. Węgrzyn, co najmniej 10 tys. osób nigdy nie wróciło, ale wedle jego szacunków śmiertelność mogła wynieść więcej, bo nawet 30 proc. ogółu deportowanych. Śmierć następowała wskutek fatalnych warunków bytowych, braku higieny i opieki medycznej, niedożywienia względnie złego wyżywienia, epidemii itd. Wiele osób zmarło jeszcze w drodze do ZSRR. Pozostałe na miejscu rodziny – często kobiety z wieloma dziećmi – znalazły się w skrajnie trudnej sytuacji socjalnej, nie mogąc liczyć na większą pomoc administracji. Szukały zatrudnienia m.in. w górnictwie. Część deportowanych – głównie przedwojennych obywateli polskich – zwolniono jeszcze w 1945 r., ale wielu wracało dopiero po latach. Starania władz polskich, aby ściągnąć ich z powrotem, w związku z powszechnym brakiem rąk do pracy, nie przyniosły większych efektów ze względu na niechęć władz sowieckich do pozbycia się tanich pracowników przymusowych.

Na obszarze Górnego Śląska Sowieci zorganizowali sieć obozów i więzień NKWD, w których przetrzymywano osoby zatrzymane w ramach oczyszczania tyłów, m.in. w Raciborzu, Bielsku, Opolu i Mysłowicach; wielu Górnoślązaków przetrzymywano też w Oświęcimiu. W wielu przypadkach przetrzymywani nie byli Górnoślązakami, ale osobami spoza regionu. Tak było w przypadku więzienia NKWD nr 2 w Toszku w powiecie gliwickim[12]. Otwarty w maju 1945 r. w pomieszczeniach miejscowego szpitala psychiatrycznego, zaludnił się aresztowanymi na Dolnym Śląsku (po upadku Festung Breslau), ale głównie w Saksonii i Brandenburgii, skąd w czerwcu i lipcu przyjechało ponad 3 tys. osadzonych z więzienia w Budziszynie. Miały to być, wedle sowieckich kategorii, osoby podejrzane o antykomunistyczne względnie pronazistowskie postawy. Więzienie (potocznie nazywane „obozem”) istniało do listopada 1945 r. Osadzono w nim ok. 5 tys. osób, z czego, jak się szacuje, nawet 3 tys. zmarło i zostało pochowanych w masowych, nieoznakowanych mogiłach. Wysoka śmiertelność wynikała przede wszystkim z fatalnych warunków higieniczno-sanitarnych, niedożywienia, epidemii, ale też tortur stosowanych wobec aresztantów. To miejsce stało się wcześnie, bo tuż po 1989 r., przedmiotem upamiętnienia ze strony obywateli Niemiec, jak również miejscowych z Toszka.

Zbrodnie i represje sowieckie stanowią jeden biegun składający się na pojęcie Tragedii Górnośląskiej. Drugim są represje, jakich dopuściły się wobec Górnoślązaków nowe, komunistyczne władze polskie, przede wszystkim tzw. aparat represji, czyli urzędy bezpieczeństwa publicznego. Na obszarze przedwojennego polskiego Górnego Śląska od pierwszych niemal chwil instalowania się polskiej administracji (koniec stycznia 1945 r.) powstały obozy karne, zarządzane przez UBP, w których przetrzymywano osoby podejrzane o współpracę z okupantem niemieckim bądź Niemców, których zamierzano następnie wysiedlić. Charakter tych obozów był zróżnicowany i niektóre z nich zakładane były przez władze miejskie lub starościńskie – głównie placówki, w których izolowano ludność niemiecką przed jej wysiedleniem, jak np. w Bytomiu tzw. Dzielnica Odosobnienia dla Niemców, zwana też gettem niemieckim. W pewnym zakresie podlegały one zwierzchnictwu aparatu bezpieczeństwa. Jednak najbardziej złą sławą osnute były placówki PUBP w Katowicach w Świętochłowicach-Zgodzie oraz w Mysłowicach[13]. Do obozów tych kierowano na podstawie dekretów wydanych przez nowe władze polskie, wymierzonych w „zdrajców narodu” i folksdojczów, czyli osoby w optyce władz splamione kolaboracją z Niemcami. Pośród osadzonych znaleźli się głownie (ale nie tylko) rdzenni Górnoślązacy, którzy w czasie okupacji posiadali I lub II kategorię Deutsche Volksliste, Niemieckiej Listy Narodowościowej, a zatem ludzie, których nowe władze konotowały albo jako po prostu Niemców, albo jako „renegatów”, „zaprzańców” i kolaborantów. Do 1 sierpnia 1945 r. w obozach i więzieniach wschodniej części województwa śląskiego a także w Centralnym Obozie Pracy w Jaworznie[14] oraz w obozie oświęcimskim znalazło się 14,5 tys. osób oskarżonych o podpisanie folkslisty i kolaborację, z tego aż 4,9 tys. w Mysłowicach i 3,2 tys. w Świętochłowicach. Pośród zobozowanych z pewnością pewną część stanowili ludzie skompromitowani w czasie okupacji bądź mający na sumieniu przestępstwa okupacyjne. Jednak trudno oszacować faktyczną ich winę, ponieważ osadzano bez sankcji prokuratorskiej, na podstawie wątłych materiałów zgromadzonych przez UBP bądź donosów. Z pewnością wielu zatrzymanych to osoby przypadkowe, którym trudno byłoby cokolwiek obciążającego zarzucić – widać to po późniejszych reakcjach prokuratur czy Specjalnego Sądu Karnego w Katowicach, którzy zwalniali bądź uniewinniali ludzi wcześniej osadzonych w tych miejscach[15]. Obozy te szybko stały się „miejscami grozy” (Gerhard Gruschka[16]), gdzie bestialskie tortury, bicie, znęcanie się nad osadzonymi były na porządku dziennym, jednak większość zgonów spowodowana była fatalnymi warunkami sanitarnymi i brakiem opieki medycznej, co umożliwiło szerzenie się chorób epidemicznych. W efekcie od lutego do listopada 1945 r. w Zgodzie zginęło co najmniej 1855 zobozowanych, a w Mysłowicach – 2281 (do września 1946 r.). Faktyczne cyfry są na pewno wyższe. Niezależnie od represji, jakie spadły na osadzonych, wykorzystywano ich także do pracy przymusowej w okolicznych zakładach pracy, głównie w chronicznie potrzebujących pracowników kopalniach.

Także w zachodniej części regionu nieco później UBP stworzyły sieć obozów, z których najbardziej głośny założony został z inicjatywy władz powiatu niemodlińskiego, ale administrowany był przez funkcjonariuszy UBP – w Łambinowicach[17]. Zmarło tam lub zostało zamordowanych między 1000 a 1500 osadzonych, mieszkańców sąsiednich wiosek, spędzonych niemal w całości do obozu, głównie kobiet i dzieci. I tu, jak w placówkach ze wschodniej części regionu, bestialstwo strażników, tolerowane i wspierane przez komendantów obozowych, było na porządku dziennym. Dodać należy, że winni śmierci więźniów komendanci – Salomon Morel ze Zgody, Tadeusz Skowyra z Mysłowic, Czesław Gęborski z Łambinowic – uniknęli odpowiedzialności karnej. Morel zbiegł do Izraela zanim postawiono go przed sądem, Gęborski zmarł w trakcie procesu, Skowyry nie można było postawić przed sądem z powodu demencji. Wspomnianych kilka placówek obozowych stanowiło zaledwie część „archipelagu obozów”, funkcjonującego w województwie śląskim i okolicznych miejscowościach, gdzie osadzano Górnoślązaków i Niemców. Ogółem funkcjonowało ich co najmniej 130, co stanowiło, wedle wyliczeń Bogusława Kopki, 65 proc. ogółu obozów tego typu czynnych w całej Polsce[18].


[1]

[2]

[3]

[4]

[5]

[6]

[7]

[8]

[9]

[10] Najnowsza monografia: D. Węgrzyn, „Internirung”. Deportacja mieszkańców Górnego Śląska do ZSRS na tle wywózek niemieckiej ludności cywilnej z terenu Europy Środkowo-Wschodniej do sowieckich łagrów pod koniec II wojny światowej, Katowice 2024. Tu literatura przedmiotu.

[11] D. Węgrzyn, Księga aresztowanych, internowanych i deportowanych z Górnego Śląska do ZSRR w 1945 roku, t. 1–3, Katowice 2021.

[12] S. Rosenbaum, B. Tracz, D. Węgrzyn, „Tiurma NKWD Nr 2 Tost”. Sowieckie więzienie w Toszku w 1945 roku, Katowice–Gliwice 2021.

[13] Obozowe dzieje Świętochłowic Eintrachthütte – Zgoda, red. A. Dziurok, Katowice–Świętochłowice 2002; Obóz pracy w Świętochłowicach w 1945 roku. Dokumenty, zeznania, relacje, listy, wybór, wstęp i oprac. A. Dziurok, Warszawa 2002; W. Dubiański, Obóz Pracy w Mysłowicach w latach 1945–1946, wyd. 2, Mysłowice 2015; Fundament systemu zniewolenia. Z działalności wojewódzkich struktur Urzędu Bezpieczeństwa w Katowicach 1945–1956, wstęp i redakcja A. Dziurok, A. Dziuba. Katowice 2009.

[14] Szerzej zob. m.in. Historia martyrologii więźniów obozów odosobnienia w Jaworznie, 1939-1956, red. K. Miroszewski, Z. Woźniczka, Jaworzno 2002.

[15] A. Dziurok, Osądzanie przestępstw okresu II wojny światowej przez Specjalny Sąd Karny w Katowicach w latach 1945–1946, Katowice-Warszawa 2024.

[16] G. Gruschka, Zgoda – miejsce grozy. Obóz koncentracyjny w Świętochłowicach, Gliwice 1998 (wydanie oryginalne: idem, Zgoda – ein Ort des Schreckens. Als Vierzehnjähriger in einem polnischen Nachkriegskonzentratonslager, Neuried 1995, następnie 2 kolejne wydania).

[17] E. Nowak, Cień Łambinowic. Próba rekonstrukcji dziejów Obozu Pracy w Łambinowicach 1945–1946, Opole 1991. Głośna relacja: H. Esser, Die Hölle von Lamsdorf. Dokumentation über einem polnischen Vernichtungslager, Bonn 1969 – pierwsze wydanie 1949.

[18] B. Kopka, Obozy pracy w Polsce 1944–1950. Przewodnik encyklopedyczny, Warszawa 2002; idem, Gułag nad Wisłą. Komunistyczne obozy pracy w Polsce 1944–1956, Kraków 2019.

  1. Na temat masakr zob. m.in. Ofiary stalinizmu na ziemi bytomskiej w latach 1945–1956. Dokumentacja zbrodni, pod red. J. Drabiny, Bytom 1993; P. Madajczyk, Przyłączenie Śląska Opolskiego do Polski, Warszawa 1996; B. Waleński, Na płacz zabrakło łez, Opole 1990 (wznowienie 2015); J. Horwat, Historia Przyszowic, Przyszowice 2007; K. Augustyniak, Czas wojny, czas śmierci. Przyszowice w latach 1939–1945, Gierałtowice 2025; J. Stopik, Beuthen-Miechowitz/Mechtal. Die Geschichte eines Ortes und dessen Bewohner im Herzen des oberschlesischen Industriegebietes bis 1946, Dülmen 2008; T. Sanecki, Tragedia Miechowicka. 25–28 stycznia 1945 roku, [Bytom] 2019; P. Górecki, Ofiary działań wojennych i polegli żołnierze w Zabrzu w 1945 r., Zabrze–Opole 2021; B. Tracz, Rok ostatni – rok pierwszy. Gliwice 1945, Gliwice 2004.
  2. W. Szyguła, Dzieje miejscowości i parafii Ujazd w XIX i XX wieku, Opole 2014, s. 32–33; G. Gunter, Letzter Loorbeer. Vorgeschichte, Geschichte der Kämpfe in Oberschlesien von Januar bis Mai 1945, Dülmen 1974, s. 127; A. Hanich, Losy ludności na Śląsku Opolskim w czasie działań wojennych i po wejściu Armii Czerwonej w 1945 roku, „Studia Śląskie” 2012, t. 71.
  3. D. Tomczyk, Przymusowa ewakuacja i żywiołowa ucieczka ludności ze Śląska na początku 1945 r., [w:] Polska ludność rodzima na Śląsku w okresie Polski Ludowej, red. M. Lis, cz. 3: Materiały z badań w 1989 r. nad przeobrażeniami społecznymi i narodowymi na Śląsku, z. 1, Opole 1990, s. 87.
  4. A. Hanich, Martyrologium duchowieństwa Śląska Opolskiego w latach II wojny światowej, Opole 2009, s. 33–34.
  5. Z nowszych zob. Oberschlesier 1945-1946. Die Geschichte einer Familie / Górnoślązacy 1945-1946. Historia jednej rodziny, red. A. Dawid, Opole 2020.
  6. BeFreier und Befreite. Krieg, Vergewaltigung, Kinder, red. H. Sander, B. Johr, Frankfurt am Main 2005.
  7. Ibidem.
  8. S. Rosenbaum, B. Tracz, Punkt zwrotny. Rozmowa o roku 1945 na Górnym Śląsku, Katowice 2025, s. 159–163.
  9. A. Dziurok, S. Rosenbaum, B. Tracz, Armia Czerwona na Górnym Śląsku w 1945 roku. Próba bilansu, „CzasyPismo” 2024, nr 2 (26), s. 16–17. W skali całych Niemiec Wschodnich zob. B. Musiał, Wojna Stalina. 1939–1945. Terror, grabież, demontaże, Poznań 2012.