1918 rok na Górnym Śląsku
Autor: dr Bernard Linek
- ENCYKLOPEDIA WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO
- TOM: 11 (2024)
Artykuł pierwotnie ukazał się w ramach projektu Debaty IBR
W 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę postawiliśmy pytania dotyczące przebiegu i konsekwencji wydarzeń jesieni 1918 roku na obszarze województwa śląskiego.
Celem projektu było porównanie kluczowych wydarzeń związanych z odrodzeniem Polski w 1918 roku w różnych regionach znajdujących się w granicach dzisiejszego województwa śląskiego. Każdego z autorów poprosiliśmy o rozważenie następujących kwestii:
1. Źródła kształtowania się polskiego patriotyzmu na przełomie XIX/XX wieku w regionie; zakres poparcia społecznego dla idei niepodległościowej.
2. Syntetyczny opis przebiegu wydarzeń politycznych i społecznych w regionie 11 listopada 1918 roku.
3. Podobieństwa i różnice w pamięci o 1918 roku w regionie i w Polsce.
4. Rok 1918 w regionie w literaturze, sztuce i muzyce.
5. Regionalni bohaterowie wydarzeń listopada 1918 roku: prosimy o wskazanie w postaci listy maksymalnie trzech nazwisk (ułożonych hierarchicznie według znaczenia dla regionu w 1918 roku) z krótkim jednozdaniowym uzasadnieniem dla każdej postaci.
6. Współczesne miejsca pamięci wydarzeń 1918 roku w regionie.
Rocznicom ważnych wydarzeń historycznych towarzyszą zazwyczaj pełne patosu i dumy obchody. Stanowią one jednak również dobrą okazję do szerszego przypomnienia dylematów i wyborów bohaterów wydarzeń oraz rozważenia podwójnego znaczenia ich efektów: dla ówczesnych uczestników i dla nas dzisiaj. Zanim podejmę się rozwiązania tych zadań w kontekście Górnego Śląska końca 1918 roku rozumianego tutaj jako ówczesna rejencja opolska, dwie powiązane refleksje historiozoficzne. Nie nawiązują one bezpośrednio analizowanej materii historycznej, choć są istotne dla poniższego podejścia metodologicznego. Dotyczą one kulturowej genezy cezur i przełomów historycznych oraz najogólniej mówiąc kształtu dziejów.
Dla wielu brzmi to pewnie jak truizm, mimo wszystko warty przypomnienia: świętując rocznice i przybliżając wypadki historyczne należy pamiętać, że ich wybór i nadane im znaczenie są efektem umowy społecznej. Jej źródła mogą być różne. Chciałoby się, żeby powstała ona w wyniku dyskusji różnych elit i zgody większości grup społecznych. Zazwyczaj jednak taki a nie inny wybór dziejowych punktów odniesienia dla narodu bądź innej grupy jest efektem narzucenia całego systemu wartości przez jeden ośrodek polityczny czy też przez jedną grupę.
Być może dla kogoś powyższe stwierdzenie jest fałszywe i podniesie błędne perspektywy rozpatrywania rocznicy listopadowej – zbyt bliską czy też zbyt daleką, które utrudniają dostrzeżenie jej wagi. Dlatego też poniższe uwagi będą próbą przeprowadzenia dowodu trafności tej tezy z obu punktów widzenia dla interesującego nas przypadku.
I druga kwestia natury ogólniejszej. Może nieco postmodernistyczna, ale również ważna dla tych rozważań. Chyba wszyscy chcielibyśmy, żeby historia miała sens, żeby do czegoś prowadziła. Jest to kwestia która spędza sen z powiek nie tylko filozofom. Choćby z tego względu nie będę jej tutaj szerzej rozważał. Jeśli jednak zakładamy, że dzieje biegną, to w kontekście pierwszej uwagi trudno przyjąć tezę, że mamy do czynienia z procesem liniowym, o charakterze teleologicznym, a nawet eschatologicznym. Trudno też ich ruch ocenić jako amplitudę, mimo wszystko prowadzącą do czegoś. Raczej mają one kształt pędzącej w niewiadomym kierunku kuli, z której pod kątem dnia dzisiejszego i postulowanej przyszłości dobieramy bądź dostrzegamy tylko wybrane elementy.
Dążenia niepodległościowe przed 1918 rokiem
Rozważając pochodzenie polskiego patriotyzmu na Górnym Śląsku, czy też raczej idei narodowej, a później niepodległościowej, gdyż w XIX wieku polskie odniesienia terytorialne miały mocno wyobrażony charakter, wypada wskazać na dwa jej źródła. Wypływające z nich działania nie zawsze płynęły jednym nurtem, niekiedy wzajemnie się piętrzyły, ale ostatecznie podążały w jednym kierunku. Pierwsze ma charakter rodzimy, kulturowy i sięga głęboko w przeszłość regionu. Drugie, polityczne, podwójnie „wielkopolskie”, ma dla omawianych wydarzeń dystans bez mała współczesny, choć było również konsekwencją starszych i głębszych ogólnoświatowych zmian społecznych wywołanych zjawiskami modernizacyjnymi (przyśpieszenie industrializacji i druga urbanizacja, zmiany struktury społecznej i zasad funkcjonowania społeczeństwa). W kontekście europejskim i polskim wiąże się ono z pojawieniem nowoczesnego nacjonalizmu, rozumianego jako idea narodowa i jej realizacja.
Pierwsze źródło polskości na Górnym Śląsku ma przede wszystkim wymiar etniczny. Wynikał on z tego, że dla zdecydowanej większości mieszkańców regionu językiem ojczystym była szeroko rozumiana polszczyzna. Wiązały się z tym obyczaje i zwyczaje pokrewne z zachodnią Małopolską. Drugim równie istotnym potencjałem generującym na Górnym Śląsku postawy polskie były jego głębokie i trwałe związki historyczne z innymi ziemiami polskimi. I to nie w wymiarze politycznym. Te zaczęły się faktycznie rozluźniać już w 1163 roku, po powrocie na Śląsk synów Władysława Wygnańca, którzy swe księstwa zwrócili kulturowo na Zachód, a politycznie ku Cesarstwu i Czechom. Zostały one przerwane ostatecznie w 1348 roku (pokój w Namysłowie).
Jednak wzajemne powiązania i relacje trwały przez kolejne stulecia w najważniejszym wymiarze kulturowym w postaci pozostawania wschodnich dekanatów Górnego Śląska w strukturach diecezji krakowskiej. W praktyce społecznej oznaczało to wspólnotę losów elit kulturalnych oraz rytu kościelnego. Więź ta trwała po przełom XVIII i XIX wieku (formalnie do bulli papieskiej De salute Animarum z 1821 roku i włączenia dekanatu bytomskiego i pszczyńskiego do diecezji wrocławskiej). Jednak związki nieformalne trwały dalej, choćby w działalności zakonów mających siedzibę w Małopolsce bądź we wspólnych miejscach pielgrzymkowych.
Trzeba też pamiętać, że chociaż kuria wrocławska była zgermanizowana, to Kościół katolicki zawsze starał się zwracać do wiernych w ich języku serca. Stąd też znakomita teologia Uniwersytetu Wrocławskiego miała bliskie związki z tamtejszą slawistyką i dbano o to, żeby duchowni opuszczający mury tej uczelni znali przynajmniej język polski. Predestynowało to kapłanów pochodzących z regionu do objęcia górnośląskich parafii. Na przełomie XIX i XX w. zajmowali oni w nich dalej rolę niekwestionowanych liderów, pomimo gwałtownych zmian społecznych tego okresu. Dopiero arcybiskup Georg Kopp zmienił nieco te zasady. Przedostatni niemiecki biskup we Wrocławiu wysyłał co bardziej radykalnych politycznie wikarych w strony czysto niemieckie swej potężnej archidiecezji, żeby nieco schłodzić gorące głowy.
Te zjawiska kulturowe miały też efekty polityczne. Polegały one na szybkim zdominowaniu demokratycznego poziomu sceny politycznej regionu przez katolicyzm polityczny. W latach 70. XIX w. była to katolicka partia Centrum (vide wspieranie „Katolika” przez miejscową arystokrację niemiecką). W latach 80. tegoż stulecia Centrum przeistoczyło się w dwujęzyczną partię katolicką (vide dwujęzyczne po l. 90 zjazdy katolickie). By w latach 90. stać się dwunarodową partią katolicką (posłowie deklarujący się jako Polacy dalej zasiadali w klubie parlamentarnym Centrum, vide Julius Szmula).
Wejście na Górny Śląsk narodowej demokracji i zwycięstwo w 1903 roku w wyborach do Reichstagu Wojciecha Korfantego, tylko na krótko postawiło znak zapytania przed tą sytuacją. Jego pozasądowa ugoda w procesie o zniesławienie, wytoczonym mu przez kapłanów górnośląskich i kardynała G. Koppa w 1904 roku, doprowadziła do tolerowania „młodych” Polaków przez hierarchię kościelną i wsparcia jego ruchu przez nielicznych kapłanów górnośląskich. Taka wolta była też punktem wyjścia do rozpadu Centrum po szwach narodowych i powstania partii polskiej złożonych ze „starych”, „katolikowców” Adama Napieralskiego i „młodych” Korfantego oraz ich sukcesu w wyborach do Reichstagu z 1907 roku (5 z 12 mandatów w rejencji opolskiej).
Osoba Korfantego związana jest z drugim źródłem postaw propolskich, określanej wówczas w debacie niemieckiej jako „agitacja wielkopolska”. Również ten nurt miał dwa aspekty: migracyjny i ściśle polityczny. Pierwszy już wtedy był mocno zdemonizowany i włączony w niemiecką kulturę strachu i tezę o postępującej slawizacji Wschodu za pomocą zorganizowanej akcji polonizacyjnej. W rzeczywistości, przede wszystkim do Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego (GOP), migrowali za pracą nieliczni Wielkopolanie. Byli to jednak zazwyczaj przedstawiciele inteligencji: dziennikarze (jak wspomniany A. Napieralski w Bytomiu), prawnicy (jak na przykład Stanisław Kobyliński w Zabrzu) czy lekarze (vide Andrzej Mielęcki w Katowicach). Co istotne, wchodzili oni w rodzime środowisko polskie i stawali się w nim liderami i to często wokół nich tworzyło się życie polskie i funkcjonowały polskie stowarzyszenia.
Drugim elementem „wielkopolskim” było przejęcie przez „młodych” na początku XX wieku ponadzaborowej, wszechpolskiej ideologii narodowej, głoszącej zerwanie z lojalizmem i postulującej działania na rzecz odbudowy Niepodległej, także z Górnym Śląskiem. Nowa Polska miała być Wielka, w odróżnieniu od istniejącego formalnie za Mysłowicami Królestwa Polskiego, będącego częścią Rosji. Również tutaj na czoło wysuwa się Korfanty, który w 1903 roku jako pierwszy poseł z regionu wstąpił do Koła Polskiego. Należy jednak pamiętać, że był on figurą symboliczną dla całego pokolenia Górnoślązaków, miejscowych „niepokornych”, którzy na agendę polityczną górnośląskiego dyskursu wpisali przyłączenie regionu do państwowości polskiej. Grono to organizacyjnie związane było z Poznaniem i z Krakowem, zawieszone politycznie między endecję a konserwatystów, z silnymi akcentami solidarystycznymi i dużymi wpływami wśród mas ludowych, także robotników.
Co okazało się istotne już w niepodległej RP w polskim spektrum politycznym na Górnym Śląsku przed wybuchem wojny margines stanowiły formacje, które wspierały Józefa Piłsudskiego i obóz aktywistów. To Józef Biniszkiewicz i Polska Partia Socjalistyczna zaboru pruskiego (PPS zp), odsądzani od czci narodowej i wiary katolickiej, należeli do Komisji Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, czyli środowisk wokół których formowały się legiony i inna tradycja narodowa.
Rozwój polskiego ruchu narodowego trzeba jednak też umieścić w szerszym kontekście historycznym. Pozostałe sfery życia politycznego: samorządy i sejm pruski, gdzie wybierano przedstawicieli na podstawie niedemokratycznej ordynacji kurialnej, zdominowane były przez niemieckie formacje liberalne i konserwatywne. Cała biurokracja w regionie była niemiecka, głęboko monarchistyczna, a bez mała wszystkie nowoczesne procesy socjalizacyjne (szkoła, wojsko, zakład pracy) miały charakter niemiecki. Stąd też asymilacja ludności polskojęzycznej, szczególnie w ośrodkach miejskich, postępowała szybko.
Trzeba też pamiętać, że właściwie wszystkie polskie siły polityczne w Niemczech postawiły w 1914 roku na zwycięstwo państw centralnych. Stąd też po wojnie spodziewano się jedynie uzyskania jakiś koncesji kulturalnych w zamian za wierną służbę Polaków w armii Kajzera.
Co się stało jesienią 1918 roku?
Przebieg wydarzeń politycznych na Górnym Śląsku w 1918 roku warunkowany był oddziaływaniem sytuacji w innych ośrodkach: Berlinie, Poznaniu i we Wrocławiu. W niewielkiej mierze w Warszawie, choć i tutaj z dużą uwagą śledzono postępującą budowę państwa polskiego.
Decydujące impuls dla powojennego ładu nadszedł na początku 1918 roku z Waszyngtonu w postaci słynnego Orędzia prezydenta USA Thomasa Woodrowa Wilsona z 8 stycznia. Formułując 14 warunków do zakończenia wojny i sprawiedliwego pokoju podniósł nie tylko konieczność powstania państwa polskiego z dostępem do morza (pkt. 13), ale też przeprowadził rewolucyjną zmianę w określeniu podmiotów prawa międzynarodowego, przyznając suwerenność narodom.
Do tej pory, od czasów pokoju westfalskiego (1648 rok), podmiotami prawa międzynarodowego były państwa. Przez ponad dwa i pół stulecia na kontynencie europejskim trwał koncert mocarstw, odgrywany ponad głowami społeczeństw. Jednocześnie od czasów oświecenia i szczególnie rewolucji francuskiej pojawiła się nowa idea w postaci narodu, określanego wówczas jako wspólnota obywateli. W XIX wieku zaszła jednak w Europie redefinicja tej grupy i coraz częściej, ze szczególnym wpływem romantycznych myślicieli niemieckich, traktowano ją jako ukształtowaną historycznie wspólnotę etniczną.
Od połowy XIX wieku ruchy narodowe na obszarze czterech państw wielonarodowych (Austro-Węgier, Niemiec, Rosji i Turcji) toczyły mniej lub bardziej udane boje o możliwość samostanowienia losów swoich grup. Najbardziej znany był przykład austro-węgierski, tam też najbardziej rozwinięte były teoretyczne podstawy myśli narodowej (Karl Renner i socjaliści austriaccy). Przy czym to nie był przykład budujący, gdyż stopniowe przyznawanie suwerenności narodowej poszczególnym grupom w obrębie monarchii Habsburgów nie zmniejszyło skali takich konfliktów.
Nie wydaje się, żeby Wilson znał dogłębnie europejski sposób definiowania narodu i raczej traktował go tradycyjnie, w sposób powszechny w całej Ameryce, jako polityczną wspólnotę celową. Przyznanie narodom prawa do posiadania własnej państwowości wywołało jesienią 1918 roku lawinę deklaracji niepodległościowych i rozpad państw wielonarodowych.
Teraz takim konstruktom przyznano prymat w decydowaniu o swym losie. W praktyce politycznej z wilsonowskiej idei samostanowienia, stosunkowo otwartej, od autonomii przez federację po niepodległość, wyprowadzono jeden wniosek w postaci utworzenia sieci państw narodowych.
Na obszarze Niemiec proces ten został uruchomiony na początku października przez nowy rząd księcia Maxa Badeńskiego. Był to pierwszy gabinet posiadający demokratyczną legitymację większości parlamentarnej i z udziałem przedstawicieli SPD (Sozialdemokratische Partei Deutschlands), Centrum i liberałów. Nowy kanclerz już w pierwszych deklaracjach rządowych złożonych na posiedzeniu Reichstagu 5 października obiecał przekształcenie państwa w monarchię konstytucyjną i możliwie szybkie zawarcie pokoju na zasadach wilsonowskich. Przy tej okazji poinformował parlament, że propozycję tę przedstawiono Amerykanów w nocie wystosowanej tegoż 5 października 1918 roku. Nakreślając krótko konsekwencje takiego kroku w kontekście wschodu Europy, książę Badeński zasygnalizował przeprowadzenie możliwie szybko demokratycznych wyborów w Polsce i krajach bałtyckich. Przy czym mówiąc o Polsce miał na myśli ciągle okupowane Królestwo Polskie.
W atmosferze poszerzającej się wolności, umożliwionej przez amnestię, ograniczenie cenzury i zezwolenie na odbywanie zgromadzeń publicznych oraz działalność stowarzyszeń propozycja zawieszenia broni natychmiast stała się przedmiotem debaty publicznej. Przy czym najbardziej widoczny był w niej głos mniejszości narodowych, które odwołując się do zasady samostanowienia narodowego domagały się prawa do opuszczenia Rzeszy.
Obok Polaków żądania takie sformułowali reprezentanci Alzatczyków i Duńczyków, przy czym postulaty terytorialne tych pierwszych były najdalej idące. Debatę nad oświadczeniem pokojowym nowego kanclerza wstrzymano jeszcze na wspomnianym posiedzeniu Reichstagu 5 października. W tym dniu Władysław Seyda, endecki prezes Koła Polskiego, zdołał jedynie zasygnalizować przy okazji kwestii proceduralnych pragnienie uzyskania niepodległości i połączenia się z innymi ziemiami polskimi.
Do szerszej dyskusji doszło na kolejnym, kilkakrotnie przekładanym posiedzeniu Reichstagu w ostatniej dekadzie października. Wydarzenie to poprzedziło wydanie 12 października Oświadczenia polskich sił politycznych i społecznych w Niemczech. Podpisały je też redakcje wszystkich tytułów polskich wychodzących w Rzeszy. Z Górnego Śląska dokument podpisały redakcje „Dziennika Śląskiego”, „Gazeta Ludowej”, „Gazety Opolskiej”, „Głosu Śląskiego”, „Górnoślązaka”, „Katolika”, „Kuriera Śląskiego”, „Nowin”, „Nowin Raciborskich” i „Polaka”, czyli środowiska Napieralskiego, Korfantego i endecji. Podkreślono w nim nadchodzącą reorganizację powojennego świata i oparcie jej o prawo samostanowienia narodów. Przytoczono też wilsonowską formułę o odrodzeniu państwa polskiego, którą znacząco zmodyfikowano z ziem „bezsprzecznie” polskich na „wszystkie” ziemie polskie. Polaków wzywano w Oświadczeniu do solidarności narodowej oraz scedowano na posłów polskich do Sejmu Pruskiego i Reichstagu reprezentowanie interesów narodowych.
Wystąpienie to było szeroko komentowane przez prasę niemiecką. Skądinąd podobno w tym samym czasie W. Korfanty pokazywał w Reichstagu mapę z polskimi pretensjami terytorialnymi, co wywołało komentarze, iż pomylił chyba parlamenty. Za maksymalne możliwe koncesje uznano w trakcie tej debaty autonomię kulturalną czyli pewne prawa językowe. Jednak już niemieckie media regionalne dostrzegły niebezpieczeństwo i wyrażały obawę, iż na liście polskiej znajdzie się również Górny Śląsk. Prasa ogólnoniemiecka sugerowała błędne zrozumienie przez Polaków Orędzia Wilsona i podkreślano, że cały Wschód jest obszarem mieszanym narodowo i trudno mówić o terytoriach „bezsprzecznie” polskich. Kwestionowano również tezę o przyłączeniu do Polski wybrzeża, gdyż dostęp do morza można zrealizować w inny sposób. W mediach lewicowych wyrażano również nadzieję, że nawet jeśli kwestie to pojawią się na agendzie powojennej, to Polacy z Poznańskiego i Górnego Śląska wybiorą związki historyczno-gospodarcze z pewnym państwem niemieckim, a nie będą się łączyć z nieznaną i niepewną Polską.
W czasie drugiej październikowej sesji parlamentu niemieckiego postulaty polskie przedstawiono oficjalnie dwukrotnie. 23 października uczynił to ks. Antoni Stychel, endecki poseł z Wielkopolski, który ogólnie zażądał naprawy wielowiekowej krzywdy, i przytoczył sygnalizowane Oświadczenie. Nazajutrz (25 października) szczegółowo przedstawił je W. Korfanty, wówczas sekretarz Koła Polskiego. Już na wstępie podkreślił przełomowość czasów i powtórzył, że Polacy obok Duńczyków i Alzatczyków chcą zerwać więzi z państwem niemieckim. Kilkakrotnie deklarował jednak szacunek do narodu niemieckiego i konieczność ułożenia stosunków w przyszłości. Jednocześnie podkreślał pogardę dla Prus i systemu pruskiego, który – podobnie jak przedstawiciele całego katolicyzmu politycznego – obarczył winą za ówczesną sytuację polityczną. Twierdził, że Niemcy muszą się z tego wyzwolić, gdyż „stare Prusy, stara Rosja i stara Austria giną pod siłą idei narodowej”. Jasno sformułował polskie postulaty terytorialne: obok Księstwa Poznańskiego, Prus Królewskich i polskich powiatów Prus Książęcych wymienił polskie powiaty ze Śląska Górnego i Średniego oraz Gdańsk. Przyznał, że to nie jest polskie miasto, ale zadeklarował przyznanie mu specjalnego statusu. Pojawiające się już wtedy zarzuty, że Polska będzie uciskać mniejszości odrzucił, przypominając, że zawsze była ona ostoją dla uciskanych grup.
Wystąpienie Korfantego zostało przerwane przez Constatina Fahrenbacha, wywodzącego się z Centrum prezydenta Reichstagu, który zauważył, że było one bardziej stosowne na kongres pokojowy, a żądania terytorialne wobec Niemiec zgłaszane z trybuny parlamentu niemieckiego były nie na miejscu.
Był to bodaj najłagodniejszy komentarz, a w oskarżeniach innych parlamentarzystów i w opiniach prasy niemieckiej nie brakowało deklaracji rozbijania polskich czerepów.
W listopadzie historia po raz kolejny przyśpieszyła. W pierwszych dniach zbuntowali się marynarze w Kilonii, a następnie w kolejnych portach na północy kraju. Wszędzie tworzono rady żołnierskie ze wsparciem robotników. Dnia 9 listopada doszło do strajku generalnego w Berlinie i przejścia poszczególnych oddziałów na stronę rewolucji i rady robotniczo-żołnierskiej. Cesarz abdykował i wyjechał do Holandii, a Philipp Scheidemann, współprzewodniczący partii socjaldemokratycznej i minister bez teki w rządzie Maxa Badeńskiego, ogłosił republikę niemiecką. Kanclerz za zgodą pozostałych ministrów poprosił Friedricha Eberta, drugiego z przywódców SPD, o objęcie urzędu kanclerza. W pierwszej deklaracji Ebert, który stanął na czele Rady Pełnomocników Ludowych, za podstawowy cel nowego rządu ogłosił podpisanie pokoju. 11 listopada zawarto pod Paryżem zawieszenie broni.
Sytuacja w podobny sposób przebiegała na Śląsku. Także tutaj utworzono w tych dniach rady żołniersko-robotnicze oraz polityczne rady ludowe. Prowincjonalna Rada Ludowa powstała 10 listopada we Wrocławiu. W jej skład weszli przede wszystkim przedstawiciele socjalistów oraz lewicowych liberałów. Po kilku dniach (14 listopada) została ona przekształcona w Centralną Radę Ludową, która zaczęła pełnić rolę kierowniczą na całym Śląsku, choć kompetencje nowych ciał były początkowo niejasne i klarowały się one przez kolejne tygodnie. Współpracowała z nią Centralna Rada Żołnierska oraz dowództwo VI Korpusu Armii. Podobnie było w większych miastach (w rejencji m.in. w Opolu, Katowicach i Bytomiu). Wszystkie rady zadeklarowały wsparcie dla nowego rządu i współpracę z dotychczasowymi władzami wojskowymi i cywilnymi.
Politycy polscy nie uczestniczyli w tej bezkrwawej rewolucji. Jeszcze pod koniec października wycofali się z prac parlamentarnych i z Poznania podjęli próbę zorganizowania niezależnych struktur władzy w postaci polskich rad ludowych, na czele z poznańską Naczelną Radą Ludową (NRL). Wstępem do ich zorganizowania na Górnym Śląsku były kilkutysięczne wiece, które zorganizowano w połowie listopada w większych ośrodkach GOP-u. Odbyły się one m. in. w Bytomiu, Katowicach, Królewskiej Hucie, Zabrzu. Scenariusz był podobny. Po pieśniach narodowych (Boże coś Polskę) zabierali głos polscy posłowie do Reichstagu (Paweł Dombek – działacz związkowy i redaktor „Katolika”, ks. Paweł Pośpiech – wydawca endeckiej „Gazety Ludowej”), którzy przedstawiali ostatnie lata w dziejach relacji polsko-niemieckich, Orędzie Wilsona oraz wyrażali nadzieję na szybkie połączenie z rodakami za granicą. Następnie przemawiali działacze Zjednoczenia Zawodowego Polskiego, polskiej organizacji związkowej. Celował w tym zwłaszcza Józef Rymer – szef związku. Związkowcy przedstawiali trudną sytuację społeczno-gospodarczą w regionie (w listopadzie wybuchły pierwsze „dzikie” strajki na 1/3 kopalń) i obiecywali, że w Polsce poprawi się aprowizacja oraz zostaną zachowane wszystkie niemieckie przywileje socjalne. Na koniec uchwalano rezolucję o chęci połączenia z państwem polskim oraz z żądaniami zniesienia praw antypolskich i równouprawnienia językowego na czas pozostawania w Niemczech. Szybko okazało się, że niewchodzenie w system niemieckich rad żołnierskich i ludowych było błędem, który udało się naprawić w Wielkopolsce, ale już nie na Górnym Śląsku. Powoływane tutaj po wiecach polskie rady ludowe nie dysponowały żadną egzekutywą mogącą wprowadzić w życie ich zalecenia, dotyczące m.in. daniny narodowej czy wyborów do Sejmu Dzielnicowego, który został zwołany do Poznania już na początek grudnia. I tutaj starano się naprawić ten błąd i wprowadzić do rad niemieckich Polaków, jednak już w drugiej dekadzie listopada rozpoczęła się kontrofensywa niemiecka i polskie instytucje były jedynie tolerowane. Apele do żołnierzy-Polaków powracających z wojny o organizację i wstępowanie do polskich Straży Obywatelskich nie mogły przynieść natychmiastowych efektów, szczególnie że nowym władzom niemieckim szybko udało się opanować sytuację i demobilizacja przebiegała planowo, a przede wszystkim powoli. Skądinąd żołnierze wracający z frontu byli znacznie mniej rozpolitykowani. Nadzieje na wkroczenie Armii Błękitnej gen. Józefa Hallera okazały się plotką prasową. Zresztą NRL i Sejm Dzielnicowy zadeklarowały, że uznają w kwestii granic decyzje konferencji pokojowej. Opinię publiczną, nie tylko na Górnym Śląsku, a właściwie we wszystkich pruskich prowincjach katolickich na przełomie listopada i grudnia zelektryzowały pierwsze decyzje nowego rządu pruskiego, złożonego z SPD i niezależnych socjalistów. Rząd ten zaczął realizować program socjalistyczny, w skład którego wchodził rozdział kościoła od państwa. Po złożeniu takiej deklaracji rządowej na poziomie szkolnictwa wprowadzać go w życie rozpoczął Adolph Hoffmann, członek lewego skrzydła niezależnych socjalistów. W swych deklaracjach i rozporządzeniach zalecał wstrzymanie przez państwo wypłaty pensji duchownym, opuszczenie przez nich gmachów państwowych i konfiskatę dóbr zakonnych. W szkołach miano zrezygnować z modlitwy przed i po zajęciach, nie mogły też one organizować uczestnictwa uczniów w nabożeństwach i życiu religijnym ani w gmachach szkolnych nie mogły być prowadzone zajęcia z religii.
Na hierarchów katolickich i polityków Centrum zarządzenia te i deklaracje rządowe podziałały jak czerwona płachta nowego Kulturkampfu. Kardynał Felix von Hartmann, arcybiskup Kolonii, oprotestował w imieniu biskupów niemieckich plany Hoffmanna. W mediach pojawiły się informacje, że nad Renem politycy katoliccy planują wyjście z Prus i stworzenie republiki nadreńskiej.
Kwestie te szczegółowo omawiała także górnośląska prasa katolicka. Polskojęzyczna dodawała, że to dopiero początek i socjaldemokracja będzie chciała odebrać Górnoślązakom ich religię. W usta Hoffmanna wkładano postulaty odłożenia przewidzianych na styczeń wyborów, aż zrewoltowani żołnierze powrócą z frontu i dadzą w nich większość socjalistyczną. Jeśliby to nie poskutkowało robotnicy mieli wyjść na barykady.
Przede wszystkim w tym kontekście należy umieścić ideę stworzenia samodzielnej republiki śląskiej, która będzie należała do Rzeszy bądź będzie z nią związana tylko gospodarczo. Na początku grudnia pojawiły się w GOP-ie dwujęzyczne ulotki wzywające do takich kroków. Obie strony oskarżały się o ich rozwieszenie.
Debata nad kierunkiem polityki niemieckiej odbyła się pod koniec miesiąca (30 grudnia) we Wrocławiu, na wspólnym zjeździe CRL, Rady Żołnierskiej, przedstawicieli armii i administracji. Przedstawiona tam przez Ewalda Latacza koncepcja republiki śląskiej została odrzucona. Zdecydowano jedynie o zatwierdzeniu koncesji dla języka polskiego w szkolnictwie, powołaniu komisarza ds. Górnego Śląska oraz o obsadzie stanowisk w rejencji opolskiej przez katolików znających język polski.
Rząd pruski zaakceptował te uchwały na początku 1919 roku. W tym samym czasie, po ustąpieniu ministra Hoffmanna i wyjściu z rządu niezależnych socjalistów, zawieszono jego zarządzenia antykościelne i rozpoczęto przygotowywać kompromis z Centrum. Jeszcze w grudniu podjęto decyzję o rozmieszczeniu 117 dywizji wojska na granicy i przekształceniu jej w Grenzschutz, wojska obrony pogranicza.
Walka o przynależność państwową Górnego Śląska i jego ustrojowe przyporządkowanie dopiero się rozpoczynały…